Słodkie eksperymenty to jej specjalność i pasja

Słodkie eksperymenty to jej specjalność i pasja

Kiedy nieco ponad dwa lata temu, bo 3 stycznia 2022 roku mieszkanka Myślenic, Agnieszka Fąfara zaczęła „pisać” historię swojego słodkiego biznesu, czyli firmy DeserLab, zaczęła ją od słowa „niespodziewanie”. Bo niespodziewanie dla niej samej pieczenie stało się najpierw jej pasją, a potem także pracą.

- Pomimo, że ten projekt długo dojrzewał w mojej głowie, to jednak to co się wydarzyło było niespodziewane i to niespodziewane dla mnie. Dlatego, że pieczenie wcześniej nie było moją pasją. Osoby zajmujące się cukiernictwem często mogą o sobie powiedzieć, że już będąc dzieckiem uwielbiały piec ciasta i często robiły to np. z babcią. Ja tego o sobie powiedzieć nie mogę, bo zwyczajnie tak nie było. Jako dziecko i jeszcze długo potem miałam wiele różnych zainteresowań, ale pieczenie ciast do nich nie należało – mówi Agnieszka.

Doskonale jednak pamięta, że babki z piasku, które robiła wyróżniały się na tle innych, bo zawsze były bogato zdobione trawami, kwiatami i innymi dziecięcymi „skarbami”.

- Co więcej, z każdego spaceru wracałam z naręczem kwiatów, z których robiłam różne kompozycje. Uwielbiałam to, więc chyba gen estetki, gdzieś we mnie był, tyle, że nie ujawniał się w kuchni. Ani w dzieciństwie, ani później, w czasie nauki w szkole średniej, czy na studiach. Po studiach trafiłam do korporacji, gdzie zajmowałam się analizą danych. Oprócz działu analitycznego, był też dział eksportu, gdzie pracowałam z ludźmi z różnych krajów i sama dużo podróżowałam – opowiada o sobie Agnieszka.

Jej przygody z pieczeniem ograniczały się wtedy do przygotowywania ciasteczek na święta. Za każdym razem starała się czymś zaskoczyć bliskich, więc starannie wybierała pomysły na nie, formy i sposób dekoracji. Kiedy w rodzinie pojawiły się dzieci, do ciasteczek dołączyły torty, których dekorowanie również sprawiało jej dużą frajdę.

- Nadal były to nieśmiałe próby, ale z czasem dostrzegałam, że „mam do tego rękę”. Efekty moich starań były widoczne, a to motywowało mnie do dalszej pracy – mówi.

Punktem zwrotnym okazała się pandemia. - Wtedy zakończyła się moja współpraca z korporacją, a ja stanęłam trochę na rozdrożu i zaczęłam się zastanawiać co dalej. Powrót do pracy korporacji w tym czasie był trudny, dlatego postanowiłam się przebranżowić – mówi Agnieszka.

Na szkoleniu cukierniczym okazało się, że nie tylko nie „odstaje” od reszty uczestników, ale jak na amatorkę radzi sobie świetnie.

- To mnie ośmieliło, aby dalej iść tą drogą, ale to jeszcze nie był moment, w którym założyłam firmę. Zanim to się stało dużo eksperymentowałam. I rozmyślałam jaką drogę wybrać: etat w firmie czy pójście „na swoje”. Najbliżsi: mąż i syn, rodzina cały czas mocno mi kibicowali. Ale nie tylko oni. Właśnie wtedy wiele osób zaczęło mnie dopingować do założenia własnej firmy. Także ci, których nigdy bym o to nie podejrzewała, spodziewałam się raczej, że będą mi to odradzać. Postanowiłam zaryzykować i tak to się zaczęło – wspomina.

Tak powstał DeserLab, czyli Laboratorium deserów.

- Nieraz, jeszcze nie mając firmy, kiedy coś piekłam i częstowałam tym bliskich powtarzałam „musicie spróbować moich eksperymentów”. Skoro więc eksperymenty, słodkie eksperymenty to i laboratorium deserów, w skrócie DeserLab – wyjaśnia Agnieszka. I dodaje: - Myślę, że ta nazwa jest adekwatna, bo faktycznie bardzo lubię eksperymentować zarówno jeśli chodzi o smaki, kształty, jak i dekoracje. Dużo moich projektów to projekty unikatowe, niepowtarzalne. Nieczęsto zdarza się przecież piec tort z okazji… wyrwania pierwszego w życiu zęba. Ja takie zlecenie niedawno miałam okazję zrealizować i tak samo jak bardzo mnie zaskoczyło, tak samo się z niego ucieszyłam. Uwielbiam ten moment, kiedy mam przed sobą nieudekorowany jeszcze tort i zaczynam dekorowanie. To wielka satysfakcja patrzeć jak powstaje coś z niczego.

Na jej fanpejdżu można zobaczyć torty do złudzenia przypominające puszkę farby, garnek ze spaghetti, grill, kociołek albo... Wojewódzką Bibliotekę Publiczną w Krakowie.

Jest tort zwieńczony kranem, z którego leci „woda”. Jest też mnóstwo tortów „dziecięcych” z postaciami z bajek. Są torty „kwiatowe” i takie z motocyklami. Bogato zdobione i zupełnie proste, wręcz minimalistyczne. Są też takie „2 lub więcej w 1”, czyli na przykład torty „dwustronne” albo piętrowe, w których każda ze stron różni się od siebie. Są też wreszcie torty-domki, gdzie każdy domek odpowiada gustom i smakom innego solenizanta. Inspiracją dla „domków” stały się dla Agnieszki, …półki, czy jak kto woli wieszaki na klucze, jakie spotkamy w niejednym przedpokoju.

- Kiedy wrzucam na fanpejdż zdjęcie takiego tortu mój mąż nieraz mi mówi: „koniecznie napisz, że to jest TORT” - śmieje się Agnieszka. - Nie przepadam za płaskimi konstrukcjami, wolę popracować więcej formą i dekoracją i do tego namawiam klientów. Tak było na przykład z biblioteką. Udało mi się wiernie odwzorować budynek. To był bardzo wymagający projekt, ale satysfakcja była proporcjonalna do trudu.

- Najbardziej ze wszystkiego lubię projekty „skrojone pod kogoś”, spersonalizowane. Dlatego najbardziej cieszy mnie kiedy dostaję kilka haseł - informacji o solenizancie. Na tej podstawie proponuję wtedy coś od siebie i często później dostaję informację zwrotną, że trafiłam w dziesiątkę. Bywa, że ten zachwyt widzę sama na miejscu, kiedy na przykład dzieci razem z rodzicami przyjeżdżają po swój tort. Nieraz słyszę przy tym jeszcze „o takim marzyłam!” lub „taki właśnie chciałem!”. To świetne uczucie, budujące – mówi Agnieszka.

W słodkim laboratorium Agnieszki rządzą artystyczne tory, które tworzy z ciasta biszkoptowego, kremów, musów, pralin i frużeliny. Ale nie tylko one.

Oprócz nich w swoim cukierniczym repertuarze ma też monoporcje, które gdyby nie ich wielkość można by wziąć za prawdziwe maliny albo wiśnie. I to nie wszystko, bo oferuje także bezy, desery, ciasta i ciasteczka oraz „słodkie stoły” co rzecz jasna nie oznacza jadalnego stołu, ale szeroką gamę słodkości na imprezowy (nie tylko weselny) stół.

Żeby jak najwięcej osób mogło się cieszyć smakiem jej wypieków piecze je w wersji klasycznej, ale również z obniżoną zawartością cukru, albo w ogóle bez cukru za to z jego zamiennikami (np. erytrytolem, ksylitolem). Oferuje też wypieki w wersji dla wegan, słodkości bez laktozy albo bez glutenu, przy czym te ostatnie, jak podkreśla Agnieszka, są dla osób unikających glutenu, a nie dla tych na niego uczulonych.

- Nieraz słyszę od dorosłych, że dzieci nie przepadają za tortami, bo są za słodkie, a potem... dostaję informacje, że z mojego tortu nie został ani kawałek. Śmieję się wtedy, że widocznie wcześniej nie jadły dobrego tortu. Ale mówiąc całkiem serio: kiedy słyszę, że tort został zjedzony do końca to jest dla mnie najmilszy komplement – mówi Agnieszka.

Z jej Laboratorium deserów, przynajmniej do tej pory, najwięcej wyszło tortów urodzinowych. Ale Agnieszka równie dobrze czuje się w tortach weselnych i ma nadzieję, że zamówień na takie będzie tylko przybywało. Realizowała już takie, bo np. piekła tort dla 230 osób, albo inne – kilkupiętrowe, ale wciąż ma apetyt na więcej.

- Weselne projekty są zwykle większe, a więc i pole do popisu jest większe. Moją mocną stroną, oprócz indywidualnych projektów, jest umiejętność zachowania spójności całości: tortu i reszty deserów, są więc utrzymane w tym samym stylu, tej samej estetyce i kolorystyce – mówi Agnieszka.

Właścicielka DeserLab nie spoczywa na laurach i cały czas uczy się nowych rzeczy. A przy tym bywa, że odkrywa nowe, drzemiące w niej talenty.

Tak było na przykład z lepieniem figurek z masy cukrowej, bez których trudno sobie wyobrazić wiele tortów i to nie tylko tych dla najmłodszych.

- Tu też wraca słowo „niespodziewanie”, bo w szkole nigdy nie przepadałam za lepieniem z plasteliny, a teraz okazuje się, że lepienie figurek to mój talent, o którym wcześniej nie miałam pojęcia. Cieszę się z tego, bo to daje mi elastyczność. Nie jestem już zależna od tego co zamówiłam, a dla lepszego efektu końcowego zawsze mogę coś dorobić „od ręki” - mówi.

- Cały czas inwestuję też w swój rozwój osobisty. Uczę się nowych rzeczy również niezwiązanych wprost z cukiernictwem, jak chociażby obsługi mediów społecznościowych. W dzisiejszych czasach prowadząc biznes trudno być w nich nieobecnym, a jeśli ktoś już w nich jest, to wie jak jest to czasochłonne. Przygotowanie postów, obróbka zdjęć, dodawanie postów - to pochłania dużo czasu i sprawia, że prowadzenie własnego biznesu jest, jak mi się wydaje, trudniejsze niż kiedyś. Nie wystarczy być cukiernikiem, trzeba być również specjalistą od social mediów, od fotografii, a na dobrą sprawę także od montażu filmów. Cały czas się tego uczę, ale przyznaję, że nieraz brakuje mi czasu i notorycznie mam telefon wypełniony po brzegi zdjęciami, które czekają aż je opublikuję – mówi Agnieszka.

Żeby dotrzeć do potencjalnych klientów używa nie tylko social mediów, ale sama ze swoimi wypiekami wychodzi do ludzi. I to dosłownie.

- Staram się włączać jako współorganizator, partner lub sponsor w organizację różnych wydarzeń, takich chociażby jak Dzień Kobiet i to nie tylko ten w Myślenickim Ośrodku Kultury i Sportu, albo też np. Mikołajki. To mój sposób na to, aby pokazać czym się zajmuję, co robię. I to sposób sprawdzony, bo obserwuję, że po takich wydarzeniach pojawiają się nowi klienci, którzy przychodzą i mówią, że widzieli mnie na tym czy innym wydarzeniu i tam mieli okazję spróbować moich słodkości – mówi Agnieszka.

Tradycją i to dużo dłuższą niż historia jej firmy jest udział Agnieszki w corocznym Konkursie Palm Wielkanocnych. Zaczęła kiedy jej syn był jeszcze mały. Pierwsza palma jaką zrobiła własnoręcznie była zdobiona kwiatami z papieru do drukarki. Szybko połknęła bakcyla i robiła kolejne palmy, coraz częściej z czegoś jadalnego: makaronu, owoców, jajek, ciasteczek. - Nie da się ukryć, że słodkie mi w duszy gra – śmieje się Agnieszka, która w tym roku przygotowała palmę zdobioną pastelowymi makaronikami.

I ta jej palma - na pewno najsłodsza ze wszystkich biorących udział w konkursie - zdobyła wyróżnienie w kategorii palm oryginalnych!

Kolejny konkurs już za rok, a Agnieszka na pewno nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa jeśli chodzi o palmy.

Jeśli chodzi o biznes także. Chciałaby realizować nie tylko więcej projektów weselnych, ale też takich związanych z konkretną marką, konkretną firmą.

- Biblioteka to było moje pierwsze duże zlecenie, które można by nazwać firmowym, choć biblioteka to instytucja publiczna. Chodzi mi bowiem o takie zlecenia, gdzie cały projekt spaja np. logo albo kolorystyka charakterystyczna dla danej firmy czy instytucji. To jest kierunek, w którym chciałabym rozwijać swój biznes. To nie jest jeszcze bardzo popularne, przynajmniej w naszym regionie, ale mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni i że firmy będą zamawiać słodkie wizytówki dla swoich klientów, albo słodkie upominki na różne okazje dla swoich kontrahentów czy dla pracowników.

- Zawsze warto próbować nowych rzeczy, rozwijać swoje pasje – nigdy nie wiadomo, czy nie stanie się to dla nas czymś więcej, pracą czy nowym sposobem na życie – podsumowuje Agnieszka.