Rafał Majka na podium w RIO!
Olbrzymi sukces chłopaka z Zegartowic, wychowanka Krakusa Swoszowice i podopiecznego trenera Zbigniewa Klęka. O tym jak wielkim sukcesem jest ten brązowy medal niech świadczy fakt, że poprzednie podium dla Polski (2 miejsce) wywalczył Czesław Lang na igrzyskach w Moskwie 36 lat temu, a w ogóle w tej konkurencji mieliśmy jeszcze tylko jednego medalistę
Kilka tygodni temu pisaliśmy o tym, że docelową imprezą dla Rafała Majki będą w tym roku igrzyska w Rio de Janeiro. Ale nie ma się co oszukiwać, Majka jeśli był wymieniany w gronie kandydatów do medalu, to było to grono bardzo szerokie, liczące 20, 30 kolarzy. Stawiano raczej na Nibaliego, Valverde, Froome’a, Rodrigueza i wielu innych. A jednak, piekielnie trudna 240-kilomertowa trasa (z bagatela, czterema tysiącami metrów przewyższenia) wyścigu indywidualnego pokazała, że nasz kolarz utrzymał świetną formę z Tour de France. Sześć godzin fascynującego ścigania, którego oglądanie szczególnie pod koniec można było przypłacić palpitacjami serca.
Było wszystko – kilkuosobowe ucieczki i pogonie, męczarnie na arcytrudnych podjazdach i karkołomne zjazdy, których poziom trudności przerósł chyba nawet to, co widzimy na Tour de France i Giro. Była również kapitalna jazda polskiego zespołu, w którym szczególnie doniosłą rolę odegrał Michał Kwiatkowski, jadący razem z kilkoma kolarzami w ucieczce, w różnych konfiguracjach osobowych przez blisko 200 kilometrów i przyczynił się tym samym do faktu, że goniący go zaciekle faworyzowani kolarze z Hiszpanii, Włoch i Wielkiej Brytanii do ostatniej fazy wyścigu przystępowali mocno zdziesiątkowani. W kluczowym momencie Kwiatkowski potrafił nawet odpuścić jazdę w ucieczce, zaczekać na Rafała Majkę, aby pomóc mu doskoczyć do czoła peletonu.
Ostatni fragment wyścigu to było już prawdziwe starcie tytanów. Kilkadziesiąt kilometrów podjazdów w trakcie, których nie dawali rady nawet faworyzowani Froome, Valverde, Rodriguez i szaleńcze zjazdy, na których swoje medalowe szanse pogrzebali Porte i Thomas. Spowodowało to taką selekcję w peletonie, iż na kilkanaście kilometrów przed metą na szczycie ostatniego podjazdu, na czele wyścigu z ponad półminutową przewagą jechało już tylko 3 kolarzy – Włoch Vincenzo Nibali, Kolumbijczyk Sergio Henao i Polak Rafał Majka, a za nimi rozproszony peleton. Biorąc pod uwagę umiejętności zjazdowe Nibaliego wydawało się oczywiste, że ta trójka nie da się już nikomu dogonić i między sobą rozdzieli medale. Wtedy stało się coś, czego nikt nie mógł przewidzieć. 10 kilometrów przed metą na zjeździe przewrócił się Nibali i razem z nim Henao. Rafałowi Majce udało się ich ominąć i zaczęła się samotna walka z czasem, z kilometrami i z peletonem, który jak wiadomo jest zawsze szybszy od pojedynczego kolarza. Jak na złość ktoś wpadł na dziwaczny pomysł, aby w tym roku na olimpijskiej trasie po kilkudziesięciu kilometrach górskiego ścigania zafundować kolarzom na koniec 5 kilometrów finiszu w prostej linii i po płaskim terenie, wzdłuż plaży przez co zawodnicy, szczególnie jadący pojedynczo, musieli zmagać się również z wiatrem. Rafał walczył dzielnie, półtora kilometra przed metą dopadło go dwóch specjalistów od tego typu finiszów – Duńczyk Jakob Fuglsang i Belg Greg Van Avermaet i tylko oni zdołali go wyprzedzić na kresce.
O tym jak wielkim sukcesem jest ten brązowy medal niech świadczy fakt, że poprzednie podium dla Polski (2 miejsce) wywalczył Czesław Lang na igrzyskach w Moskwie 36 lat temu, a w ogóle w tej konkurencji oprócz Langa mieliśmy jeszcze tylko jednego medalistę Mieczysława Nowickiego w Montrealu w 1976 r. Trzeba jednak zaznaczyć, że były to medale zdobyte w czasach, gdy na igrzyskach startowali kolarze amatorzy, a zatem najlepszych kolarzy wysyłały tylko państwa tzw. Bloku Wschodniego. To czego dokonał w sobotę Rafał Majka nigdy nie stało się udziałem nawet takich tuzów jak Szurkowski, Szozda, Hanusik, Czechowicz, Królak, Sujka, Jankiewicz, Piasecki, Mierzejewski czy Jaskuła.
To pierwszy medal polskich sportowców na igrzyskach w Rio De Janeiro, fantastyczny sukces, którego tak naprawdę chyba niewielu się spodziewało i znakomite ukoronowanie niezwykle udanego dla Rafała Majki sezonu.