Jak zostałem emigrantem

Jak zostałem emigrantem
Jak zostałem emigrantem

Z końcem maja po raz pierwszy opuścił swoje rodzime strony i przybył do państwa najchętniej wybieranego przez rodaków; do Wielkiej Brytanii. Kraj mlekiem i miodem płynący? Ekonomiczny i socjalny raj? Różnokolorowy świat? Po czterech miesiącach Adrian Burtan dzieli się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi życia na emigracji

W Wielkiej Brytanii zaaklimatyzowałem się po około tygodniu, lecz już na pierwszy rzut oka można zauważyć, że nagłaśniane w Polsce informacje o fali imigrantów w tym kraju są prawdziwe. Na początku pobytu mieszkałem u mojego wujostwa w Ashford w południowo-wschodniej Anglii, niecałą godzinę drogi od Londynu. W ciągu siedmiu dni zdołałem poznać niemal całą okolicę i pierwsze co zauważyłem to, że rodowitych Anglików jest w tych rejonach niewielu. Przeważa tu ludność azjatycka, bałkańska itp.

Nie są to jednak ludzie leniwi, ani tym bardziej niebezpieczni. Moi najbliżsi sąsiedzi, którzy na pewno Anglikami nie są, to bardzo pracowici ludzie, poświęcający cały swój wolny czas na porządkowanie domu i ogrodu. Także wchodząc do sklepu od razu ma się okazję doświadczyć widoku ludzi z niemal całego świata. Nie oznacza to jednak, że Anglicy wyginęli, ci też chodzą po ulicach i hipermarketach i nie wiem, czy mogę już wysnuć taki wniosek, ale wydają się być kulturalnymi ludźmi, co widać przede wszystkim właśnie w sklepach i na drodze (mam tu na myśli kulturę jazdy), co nie zawsze można powiedzieć o Polsce. Także słynne angielskie pozdrowienie „You right?” („Czy wszystko w porządku?”,  czyli chyba takie polskie „dzień dobry”) potwierdza przywiązanie Anglików do pewnych kulturowych rytuałów. Także opinia, że Brytyjczycy w ogóle nie uprawiają sportu, jest fałszywa.

Anglia to jedno wielkie „miasto”

Ale po kolei – z faktu, że chciałem wprowadzić w swoim trybie dnia pewne zmiany, zacząłem regularnie biegać i robiłem to zawsze o godz. 6:00-6:30. Tak na marginesie zdziwiłem się, że w mieście, w którym przebywałem, jest tak dużo tras rowerowych i biegowych. Bo zastanawiałem się, dla kogo? (Też byłem pewny, że ciężko będzie spotkać jakichś biegaczy, tym bardziej tak wcześnie rano). I kolejne, jeszcze większe zdziwienie – nie biegałem sam, co więcej, biegających była cała chmara, co bardzo mnie ucieszyło, bo mogłem obalić kolejny mit o Brytyjczykach. Ale jeśli chodzi o samą już kwestię biegania, to trzeba uważać, gdzie Cię nogi poniosą, ponieważ istnieje spore ryzyko, że się zgubisz. Anglia to jedno wielkie „miasto”, składające się z niemal tak samo zbudowanych domów-szeregowców, w taki sposób, że dzielnica w mieście A może wydawać się identyczna jak dzielnica w mieście B.

Nie przesadzam ani trochę, czego dowodem jest to, że będąc w Canterbury, miałem wrażenie, jakbym w ogóle nie wyjeżdżał z Ashford. Mnie też, muszę przyznać, pewnego razu zakręciło się w głowie i prawie się zgubiłem.

Lubią spokojne i mało wymagające życie

Popatrzmy jednak na sytuację z drugiej strony, bo nie da się zaprzeczyć, że Anglicy lubią spokojne i mało wymagające życie. Brytyjczycy bowiem w iście  perfekcyjny sposób wykorzystują całkiem sprawnie działający system socjalny w Wielkiej Brytanii. Jak mi opowiadała Polka mieszkająca tutaj od prawie 10 lat, zna kilkanaście przypadków u swoich angielskich znajomych, którzy zamiast pracować, wolą czerpać ulgi socjalne i korzystać z przywilejów ekonomicznych, jakie daje państwo.

Pieniądze wspomagające tych ludzi spokojnie zapewniają im byt. Dlatego aktualny teraz Brexit byłby m.in dla tych kilkunastu przypadków katastrofą, gdyż zmuszałby sporą część pracujących tu cudzoziemców do opuszczenia Wielkiej Brytanii i, co za tym idzie, spowodowałby zachwianie rynku pracy i zmuszenia Anglików do podjęcia zatrudnienia. Trochę inaczej to wygląda niż w Polsce.

Adrian Burtan Adrian Burtan Autor artykułu

Pasjonat mediów, bloger, wielbiciel historii i sportu, który inspiracji szuka podczas rozmów i obserwacji ludzi (WYDARZENIA).